Weekend jak zawsze minął mi szybko, ale mimo choroby, która mnie nieźle wymęczyła, całkiem aktywnie i przyjemnie.
Już w piątek czułam, że coś jest nie tak i wróciwszy z pracy do domu okazało się, że mam fest gorączkę. I tak zaczęła się moja przygoda z Ferweksem. Noc była koszmarna - miałam dreszcze i wciąż zmieniało mi się poczucie temperatury - raz było mi przerażająco zimno, a raz gorąco. Nie wspomnę o bólu głowy...
Sobota upłynęła mi do południa u mojego Narzeczonego, na kupowaniu prezentów dla dzieci na niedzielną imprezę urodzinową i wieczornej wizycie znajomych. A tę oto pyszną pizzą raczyliśmy się na kolację... :)
Niedzielę spędziłam głównie z Narzeczonym i Bobim. Byłam też na wspomnianej już imprezie urodzinowej. Julia obchodziła 6 urodziny, a Jaś 2. Było bardzo miło, tym bardziej, że zostałam zaproszona będąc dla nich de facto zupełnie obcą osobą. Bardzo dobrze się bawiłam, a dzieciaki również miały dużo radości (głównie przy rozpakowywaniu prezentów i dmuchaniu świeczek).
Wieczorem wreszcie mogę odetchnąć... Wypić gorące kakao przegryzając je korzennymi herbatnikami i pooglądać Vinci w telewizji. Później mam zamiar jeszcze powtórzyć sobie kilka strategicznych odpowiedzi na jutrzejszą rozmowę kwalifikacyjną, więc trzymajcie mocno kciuki!!!
Love, Gabi - Lady Flower
2 komentarze:
mmm smaka mi narobiłaś :) he he też oglądałam Vinci. Powodzenia, trzymam kciuki :)
Powodzenia na rozmowie!!
Prześlij komentarz