I znów Was zaniedbałam! Teraz czas na wytłumaczenie się, bo powodów jest kilka:
- w pracy miałam urwanie głowy: dużo szkoleń, dużo nowych rzeczy do nauki i wisząca nade mną akredytacja;
- Lulu też mnie BAAARDZO absorbuje;
- zaczęłam już studia, więc weekendy mam wyrwane z życiorysu;
- a teraz powód główny, od którego prawdopodobnie powinnam była zacząć, a mianowicie fakt, że z jakiegoś powodu nie jestem zadowolona z kształtu mojego bloga... Przeglądając twórczość innych mam masę pomysłów, jestem pełna zapału, ale potem, kiedy już przychodzi co do czego czuję, że moja kreatywność, to pustynia, na której nic nie ma. Ciągle więc obmyślam strategię zmian. Mam nadzieję, że efekty już wkrótce...
A teraz czas na temat właściwy, czyli zakupowe zdobycze z tego miesiąca. W skrócie - króluje sh i wyprzedaże! :)
Opaska - łup wyprzedażowy z Divy.
Sukienki - prezent od mojego Narzeczonego z H&M; nauszniki - również część prezentu, Colloseum.
Opaska - znów z wyprzedaży w Divie; pierścionek - też z przeceny, ale tym razem w SIX'ie.
No i teraz od lewej: kwiatowa sukienka (która z powodzeniem może robić też za spódnicę), bluzka-mgiełka w kropeczki, sukienka Orsay w "rybią łuskę" i wyszywany ażurowy top to łupy internetowe. Reszta, czyli Ruda koszula, sweterek w róże i piaskowe spodnie bryczesy zakupiłam w sklepiku nn za
śmieszne pieniądze, a ponieważ kupowałam 3 rzeczy, bardzo miła pani jeszcze znacznie opuściła mi ostateczną cenę... ;) (To LUBIĘ!!!)
Na granatowo-złotą apaszkę polowałam już od jakiegoś czasu. Chciałam, żeby była idealna: o intensywnych kolorach i odpowiedniej wielkości. Taką znalazłam oczywiście na Allegro. Obok jest jeszcze bransoletka z Divy (tak, też z wyprzedaży), na którą czaiłam się chyba z pół roku, kiedy kosztowała jeszcze szalone 79 zł... A teraz 19. ;)
Te kolczyki to mój spontaniczny zakup z (o zgrozo!) H&M. Ale nie mogłam się oprzeć...
I kolej na marynarki - obie z sh. Generalnie w szafie nie mam ich wiele... Na przykład do zeszłego tygodnia nie miałam żadnej czarnej marynarki. Po wizycie w sh już mam. ;) Jest śliczna - dopasowana, dłuższa, na jeden guzik i uszyta z fantastycznego mieniącego się srebrnymi drobinkami materiału. Zapłaciłam za nią 23 zł - myślę, że nie jest to dużo, zważywszy na fakt, że marynarka jest nowa (w środku miała metki i zapasowy guzik). Druga marynarka została upolowana na mega wyprzedaży pod hasłem "wszystko za 2 zł". I tyle też kosztowała... 2 zł...
I jeszcze taki "asosowy" tygrys na szyję z Colloseum.
To by było na tyle. Mam nadzieję, że się Wam podobają moje październikowe zdobycze.
Pozdrawiam Was serdecznie!
Love, Lady Flower